Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/332

Ta strona została skorygowana.
—   290   —

— Z przyjemnością. Pozwoli pan zatem, że go w Damaszku odwiedzę, aby list zabrać.
— Proszę przyjść! Mój brat, Maflej, jest także kupcem i ma bardzo rozgałęzione stosunki. Może przyda się panu na co.
— Maflej? Hm! Słyszałem już gdzieś raz to imię!
— Gdzie?
— Hm, pozwól mi pan się namyśleć... tak, teraz już wiem! Spotkałem w Egipcie syna kupca stambulskiego; nazywał się Isla ben Maflej.
— Naprawdę? O, to nadzwyczajne! Isla, to mój bratanek, syn mego brata.
— Jeśli to był rzeczywiście ten sam Isla!
— Niech mi go pan opisze!
— Lepszem od wszelkich opisów będzie to, że odnalazł tam nad Nilem dziewczynę, którą porwano rodzicom.
— To się zgadza, zgadza! Jak się nazywała dziewczyna?
— Senica.
— Wszystko się zgadza. Gdzie go pan spotkał? Gdzie, panu opowiadał o wszystkiem? Czy nie w Kairze?
— Nie, zaraz na miejscu. Czy zna pan to ciekawe zdarzenie?
— Tak. Isla był potem w sprawach swego interesu u mnie w Damaszku i opowiadał mi, że byłby swej narzeczonej nigdy nie znalazł, gdyby się nie był spotkał z niejakim Kara Ben Nemzi, effendim z... ah, Allah il Allah, ten effendi pisał także rzeczy, które potem czytano! Jak panu na imię?
— W Egipcie, a potem i dalej, nazywano mnie istotnie: Kara Ben Nemzi.
— Hamdullillah! Quel miracle! To pan jest, pan sam?
— Zapytaj pan mego służącego, Halefa, który pomagał w oswobodzeniu Senicy!
— W takim razie, panie, ma pan jeszcze raz moją rękę! Muszę pana uścisnąć; nie może być inaczej; w Damaszku będzie pan mieszkał u mnie, pan i pańscy lu-