czółnami; olbrzymi bukiet z czerwonych heliantusów’ żółtych bławatków i niebieskich pierwiosnków; Herkules koryneforos ze smokiem świętego Jerzego pomiędzy nogami, a w końcu nawet zdobycie Saguntu z wystającymi ze strzelnic wylotami armat i liliowymi obłokami dymu prochowego. Takie dziwolągi artystyczne bywają przeznaczane jeszcze tylko dla Wschodu.
Przed poduszkami stały nizkie stoliki z metalowemi płytami, a na nich nałożone już fajki i malutkie filiżanki do kawy. W środku komnaty zauważyłem — zaledwie oczom swoim wierząc — fortepian, rzeczywiście i naprawdę fortepian z odpryśniętą w wielu miejscach politurą, ale zresztą w stanie dość znośnym. Byłbym się doń zaraz zabrał najchętniej, musiałem jednak zachować się godnie, jak na emira Kara Ben Nemzi przystało.
Ledwieśmy weszli i usiedli, zjawił się ładny chłopak z tacą, pełną żarzących się węgli do zapalania fajek, a w kilka minut wszedł drugi ze srebrnym kahwetestem[1], z którego napełnił nam filiżanki. Za pierwszem pociągnięciem dymu pozdrowił nas pan domu ponownie, a wypaliwszy wnet małą swą fajkę, opuścił nas na krótki czas, aby powitać swoich.
Piliśmy i palili w milczeniu, dopóki nie wrócił i nie poprosił, żebyśmy poszli za nim. Zaprowadził nas do pokoju wedle wschodnich pojęć bogato urządzonego, w którym ja miałem zamieszkać; tuż obok znajdował się pokój, przeznaczony dla Halefa. Gospodarz obiecał zająć się także Irlandczykami. Następnie musieliśmy zejść z nim na parter, gdzie przygotowano już dla nas z nieprawdopodobną szybkością kąpiel, a zarazem dwa ubrania, począwszy od czerwonego fezu, a skończywszy na lekkich papuczach, które mieliśmy teraz przebrać. Dwu służących czekało na nasze rozkazy.
To była prawdziwie wschodnia gościnność, której wartość z wdzięcznością uznać musiałem. Wykąpawszy się i przebrawszy, wróciliśmy do selamliku, jako zupeł-
- ↑ Imbryk.