a jedno spojrzenie do wnętrza instrumentu pouczyło mnie, że znajdował się w stanie dość znośnym, mimo że kilka strun było pękniętych.
— Pokażę ci, jak to się robi.
Po tych słowach rozpoczął szereg zamachów pięścią na klawisze, co mi włosy na głowie podniosło. Zmusiłem się jednak do miny podziwu i zapytałem, czy nic więcej nie posiada do tego czalgy.
— Anglik dał mi jeszcze demir iplik[1] i młotek do robienia muzyki, żeby ręce nie bolały. Pokażę ci je.
Wyszedł i przyniósł niebawem skrzynkę, zawierającą struny druciane rozmaitej grubości i klucz do strojenia. Tym kluczem jął Turek walić w klawisze, że aż jęczało i trzeszczało we fortepianie. Anglik zażartował sobie widocznie, tłómacząc mu w ten sposób użytek klucza. Zresztą był fortepian okropnie rozstrojony, pełen pyłu i śmiecia.
— Czy chcesz może także robić muzykę? — spytał mnie. — Nikomu nie wolno otwierać mojego czalgy, ale ty jesteś gościem moim, dlatego możesz sobie trochę popukać.
Podał mi klucz z miną łaskawcy.
— Ty pokazałeś mi, jak się robi muzykę w Damaszku — rzekłem — a teraz ja ci pokażę, jak na tym instrumencie grają na Zachodzie. Wpierw jednak pozwól mi go naprawić, gdyż nie znajduje się w stanie odpowiednim.
— Panie, ale mi go nie zrujnujesz!
— Nie; możesz mi go powierzyć spokojnie.
Wyszukałem sobie odpowiedni drut i naciągnąłem struny, potem ustawiłem sobie z kilku poduszek wysokie siedzenie i zacząłem stroić. Usłyszawszy kwinty i kwarty, zawołał gospodarz w najwyższym zachwycie:
— O, ty to umiesz o wiele lepiej odemnie!
— To nie jest jeszcze muzyka; teraz nadaję dopiero drutowi odpowiedni ton. Czyż Anglik ci nie pokazał, jak się gra na tym instrumencie?
- ↑ Drut.