Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/344

Ta strona została skorygowana.
—   300   —

— Muszę teraz dać wypocząć temu czalgy, lecz po obiedzie, skoro zejdzie się rodzina, pokażę wam muzykę, jakiej nie słyszeliście jeszcze.
— W moim haremie jest kilka kobiet z wizytą, czy wolno im także posłuchać muzyki?
— Ależ oczywiście.
Byłem ogromnie zaciekawiony, jak na te damy podziała lekki wiedeński walczyk; nie mogłem jednak ze względu na swój apetyt odrywać ich teraz od kulinarnych czynności. Ostrożność ta przyniosła wkrótce owoce. Śpieszono się tylko trochę bardziej, niż zwykle, z powodu oczekującej wszystkich artystycznej biesiady i niebawem zastawiono obfity obiad, który przyniósł zaszczyt domowi. Ledwie skończyliśmy, zapytał gospodarz, czy kobietom wolno się już ukazać. Przystałem na to, a mały nalewacz kawy pobiegł, by je zawołać.
Przyszła żona gospodarza z dwoma córkami i synem, lat może dwunastu. Panie były zawoalowane i powiedziano mi tylko ich imiona. Oprócz tego przybyły cztery przyjaciółki naszej gospodyni. Usiadły cicho i w skromnej postawie na poduszkach, wtrącały jednak tu i owdzie jakieś słówko do rozmowy, która się niebawem rozwinęła. Zauważywszy, jak często osłonięte głowy, z których wyzierały tylko oczy i końce nosów, zwracały się ku fortepianowi, podniosłem się, aby zaspokoić ich ciekawość.
Zajmującym był widok wrażenia, wywartego pierwszym, pełno uderzonym, akordem, po którym nastąpił pasaż.
— Maszallah! — zawołał Halef, wprost przestraszony.
— Bana bak! — słuchajcie, słuchajcie! — krzyczał gospodarz, zrywając się z miejsca i wyciągając ramiona z podziwu.
Niewiasty drgnęły, zaskoczone niespodzianką i krzyknęły głośno ze zdumienia, wyciągając ręce niebacznie tak daleko przed siebie, że rozchyliły się szale i przez chwilę mogłem zobaczyć wszystkie twarze.