— Czego tu jeszcze chcesz? Nie można tracić czasu, ani minuty!... Idź, śpiesz!... Pójdę i ja, i zastrzelę tego łotra, gdziekolwiek go dopadną!
Dokoła Jakóba stała reszta rodziny, pogarszając jeszcze sytuacyę łzami i narzekaniem. Natrudziłem się sporo, zanim ich uspokoiłem, a Jakóba skłoniłem do opowiedzenia mi, o co idzie. Afrak Ben Hulam, chory pomocnik i brat cioteczny z Adryanopola, opuścił dom po naszym odjeździe i poszedł do Szafaja do sklepu z wiadomością, żeby w sprawie wielkiego zakupu udał się natychmiast do ojca, znajdującego się w wielkim Han Assad Baszy. Szafaj odszedł rzeczywiście, ale po długiem czekaniu i szukaniu ojca nie znalazł. Wobec tego pobiegł wreszcie do domu i zastał ojca ku swemu zdumieniu, spoczywającego pod arkadami. Oczywiście oświadczył, iż pomocnikowi wcale nie wydawał takiego polecenia, poczem Szafaj wrócił do bazaru i zastał go zamkniętym. Otworzył drugim kluczem, który miał zawsze przy sobie i spostrzegł na pierwszy rzut oka, że zniknęło mnóstwo i to najcenniejszych kosztowności, a razem z niemi także pomocnik, Afrak Ben Hulam. Pośpieszył, by zawiadomić o tem ojca; mimo swego przerażenia jednak, miał jeszcze tyle przytomności umysłu, że drzwi zamknął i postawił kawasów na straży. Wieść jego zaalarmowała dom cały i w chwili, gdy ja wracałem z Halefem, miał właśnie Szafaj zamiar udać się, sam nie wiedząc, dokąd. Jakób także chciał odejść, aby złodzieja przedewszystkiem zastrzelić, ale nie zapytał się o to, gdzie go ma znaleźć.
— Nierozsądnym pośpiechem więcej sobie zaszkodzicie, niż pomożecie — powiedziałem, starając się ich uspokoić. — Usiądźcie i naradźmy się! Bardzo skwapliwy biegun nie zawsze jest najlepszym koniem.
Kosztowało to dużo trudu, zanim zdołałem ich przekonać o słuszności mego poglądu; wreszcie udało mi się i to.
— Jaka jest wartość rzeczy skradzionych? — zapytałem.
Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/358
Ta strona została skorygowana.
— 314 —