i wysłano patrole na Ghutę, następnie niechaj postara się o paszport dla ciebie na całe państwo padyszacha i o eskortę konnych kawasów, na których pomoc mógłbyś liczyć na pewno.
— Panie, to, co mówisz, lepsze jest od mego gniewu. Oko twoje bystrzejsze od mego; czy zechcesz wspierać mię nadal?
— Owszem. Zaprowadź mnie teraz do izby, w której złodziej mieszkał!
Szafaj poszedł do miasta, my zaś do mieszkania rzekomego Afraka. Tu okazało się, że on wyszedł z zamiarem, by już nie wrócić, poza tem jednak nie odkryliśmy nic, coby mogło służyć za dalsze wskazówki.
— To było daremne. Musimy się postarać o inne ślady. My trzej podzielimy się, aby zobaczyć, czy na bramach miasta, u przewodników i tych, co wypożyczają zwierzęta, nie dowiemy się czego.
Wniosek ten przyjęli z radością Jakób i Halef, i we dwie minuty potem jechałem już ku bramie „Boskiej“. Nie wziąłem swojego konia, gdyż przypuszczałem, że sił jego będzie mi potem potrzeba. Ale usiłowania moje spełzły na niczem. Dopytywałem się i badałem wszędzie, gdzie tylko mogłem się jakiejś wiadomości spodziewać, przejechałem całą Ghutę, gdzie spotkałem już wysłane patrole, nie znalazłem jednak ani śladu i wróciłem po trzech godzinach, po południu, okryty potem, do domu. Jakób był już kilkakrotnie w domu, ale znowu wyjechał. Halef nic także nie wskórał, ale przywiózł przynajmniej jakąś nadzieję. Objął on był północną część miasta i przejeżdżał obok namiotu, w którym byliśmy wczoraj. U wejścia stała śpiewaczka, która go poznała i zawołała do siebie. Zauważyła dnia poprzedniego, że wyszliśmy tak nagle z powodu Mamura, i powiedziała Halefowi, żebym do niej przyszedł, jeżeli chcę się o tym człowieku czegoś dowiedzieć.
— Czemuż tobie tego zaraz nie powiedziała Halefie? — spytałem.
— Zihdi, ona nie umie po arabsku, a ja mało po
Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/361
Ta strona została skorygowana.
— 317 —