Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/366

Ta strona została skorygowana.
—   322   —

Ghuty. Na prawo biegła droga z Hauranu, którą przybyłem do miasta, a całkiem na zewnątrz ciągnęła się droga karawanowa do Palmyry, której zwiedzić nie momogłem. Nie spodziewałem się, że pobyt mój w Damaszku będzie tak krótki.
Za Kubbetem en Nassr, zwróciliśmy się na prawo ku zboczom Dżebel Rebachu i dotarliśmy do wąwozu Rabuh; tym wąwozem posuwaliśmy się wzdłuż wód Barrady do Dymaru, wielkiej wsi, w której zatrzymaliśmy się po raz pierwszy.
Z pomocą kawassów zbudzono naczelnika gminy, aby zasięgnąć odeń języka. Jemu zawdzięczaliśmy wiadomość, że późno po południu przecwałowało przez wieś czterech jeźdźców; wśród nich znajdował się szary Inglis z niebieskiemi szkłami na oczach. Pojechali drogą do Es Suk, którą i my ruszyliśmy bezzwłocznie.
Dzień już nastał, kiedy wjechaliśmy na płaskowyż El Dżedide i minęli miejsce, na którem ongiś leżała stolica starożytnej Abileny. Po drugiej stronie widać było wzgórze, na którem znajduje się grób Abla. Potem prowadziła nasza droga przez kilka małych wsi, których nazw zapomniałem, aż urządziliśmy postój w jednej z nich, aby dać koniom wypocząć.
Mieliśmy już za sobą drogę, zabierającą zazwyczaj dzień czasu. Gdybyśmy i nadal byli zmuszali konie do takiego wysiłku, to nie byłyby nas daleko poniosły. Dowiedzieliśmy się zresztą od mieszkańców, którzy z przyjaźni ofiarowali nam owoce, że nie widzieli wprawdzie poszukiwanych przez nas jeźdźców, że jednakowoż słyszeli, iż mały oddział przez wieś przejeżdżał późnym wieczorem.
Skoro tylko konie przyszły trochę do siebie, ruszyliśmy do Es Suk, leżącego już niedaleko, ale nie mogliśmy się tu nic pewnego dowiedzieć. Za wsią spotkaliśmy samotnego jeźdźca. Był to stary białobrody Arab, którego nasz przewodnik radośnie powitał, a potem przedstawił nam w słowach następujących: