tylko za obietnicę bakszyszu. Przybywszy tam, dowiedzieliśmy się, że przejeżdżał tamtędy szary Anglik, który posprzeczał się z dragomanem. Wkrótce potem spotkaliśmy przejeżdżającego przez wieś człowieka, którego zagadnąłem natychmiast. Był to przewodnik Lindsaya, który wracał do Sziit i opowiedział nam, że wcale nie doszedł był do Baalbeku, lecz pożegnał się w ostatniej wsi, gdzie też otrzymał zapłatę.
Wedle jego zdania zaszła jakaś sprzeczka pomiędzy Inglisem a dragomanem, Anglik jednak jest człowiekiem przezornym i trzyma zawsze ręce na małych pistoletach, z których, choć mają tylko po jednej lufie, może strzelać bez nabijania więcej razy.
Troska o mego starego master Lindsaya trapiła mię w nocy ustawicznie.
Nie miałem spokoju i spać nie mogłem. Z pierwszym brzaskiem obudziłem towarzyszy, nawołując ich do wyruszenia, przyczem kawasi gotowi byli nam towarzyszyć tylko pod warunkiem, że dostaną nowy bakszysz. Wogóle widać było, że mają zamiar pomagać Jakóbowi tylko odpowiednio do jego szczodrobliwości. Zwróciłem na to jego uwagę i prosiłem go, żeby pokazał tym ludziom, iż mają go wspierać swoją pomocą, a nie wyzyskiwać jego kasę.
Minęliśmy znowu kilka wiosek, a gdy przedgórza Antilibanonu, w kierunku których jechaliśmy, mając ciągle zasłonięty przez nie widok, otwarły się nareszcie, ujrzeliśmy przed sobą słynną dolinę Baalbek. Olbrzymie masy ruin zajmowały szeroką przestrzeń i niema chyba drugiego miasta ruin na świecie, którego szczątki sprawiałyby tak potężne wrażenie, jak te zwaliska murów i budowli.
Zaraz u wejścia do ruin, ujrzeliśmy z boku kamieniołom, w którym leżał złom wapienia olbrzymich rozmiarów. Miał około trzydziestu łokci długości, a siedm szerokości i grubości. Takie głazy tworzyły materyał do kolosów budowlanych Baalbeku. Każdy z nich ważył co najmniej trzydzieści tysięcy cetnarów. Jak ludzie
Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/371
Ta strona została skorygowana.
— 327 —