Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/376

Ta strona została skorygowana.
—   332   —

demną scena, którą trudno opisać. Obaj służący płakali z zachwytu, a Lindsay wyrabiał najrozmaitsze miny, aby ukryć po męsku swoją radość i wzruszenie.
— A gdzie wasz tłómacz? — spytałem w końcu.
— Tłómacz? Więc wiecie, że go miałem?
— Tak. Wynajęliście go sobie w budzie śpiewaków podczas święta Er Rimal.
— Cudowne! Niepojęte! Wyście wszechwiedzący! Czy spotykacie mnie tutaj przypadkiem, czy z zamiarem?
— Z zamiarem. Szliśmy za wami z Damaszku krok w krok. A zatem wasz tłómacz?
— Niema go!
— O, biada! I rzeczy zabrał ze sobą?
— No! Są tutaj.
Wskazał przytem ręką na otwór w murze.
— Rzeczywiście? O, to wspaniałe, to dobre! Opowiedzcieno!
— Co, o czem? Wszystko?
— Tylko o swoim tłómaczu, którego ścigamy. Na resztę jeszcze dość czasu.
— Ścigacie? Ach! Czemu?
— To złodziej, a prócz tego mój dawny nieprzyjaciel!
— Złodziej? Hm! Pewnie ukradł klejnoty.
Tak jest! Czyście je widzieli?
— Yes! Powiem wam to. Spotkałem tego draba w namiocie. Zobaczył, że jestem Englishman i przemówił do mnie po angielsku. Miał zakupić oliwę i zamierzał udać się do Biruty; ja zaś chciałem dostać się do Jerozolimy i zaangażowałem go. Obiecał pójść razem ze mną do Jerozolimy, a potem sam miał pojechać morzem przez Jaffę do Biruty. Ofiarował się także postarać o przewodnika. Byłem gotów w Damaszku i czekałem. Przybył i zabrał mnie. Przewodnika wziął w Salehieh.
— Wiem o tem; mówiłem z nim.
— Well! Musiał was spotkać. Pojechaliśmy przez Antilibanon; już wieczorem zauważyłem, a nazajutrz przekonałem się, że nie jedziemy drogą do Jerozolimy.