Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/380

Ta strona została skorygowana.
—   336   —

— Ach, to było wieczorem?
— Nie, było jeszcze za dnia, bo w nocy czuwałby jeden z nas i nie byłoby to się stało. A zatem leżeliśmy i spali; wtem wpadli na nas wprzód, nim pomyśleliśmy o tem. Yes! A gdyśmy się do obrony chcieli zerwać, byliśmy już skrępowani, a nasze kieszenie próżne.
— Czy mieliście ze sobą dużo pieniędzy?
— Nie bardzo, bo mieliśmy wrócić do Bagdadu.
— Co to były za draby?
— Arabowie. Powiedzieli, że należą do szczepu Szat.
— A więc to byli ci sami, którzy uciekli potem przed naszą chorobą.
— Zapewne tak będzie. Zostaliśmy kilka dni w ukryciu pośród ruin i musieliśmy głód cierpieć. Potem powleczono nas dalej.
— Dokąd?
— Nie wiem. Były to same bagna i sitowia. Nie robili z nami nic, żądali tylko pieniędzy, a potem mieliśmy być wolni. Musiałem napisać list, który oni zanieśli do Bagdadu, by otrzymać pieniądze: dwadzieścia tysięcy piastrów. Napisałem do sir Johna Logmana, ale tak, że te draby nic nie dostały. Powiedział im, żeby przyszli za trzy tygodnie, bo teraz nie ma tyle pieniędzy.
— Ale to mogło dla was być niebezpiecznem!
— Nie, było dobre, bo umknąłem. Sprowadzili nas bliżej Bagdadu, gdzie zbliżyli się do granic innego nieprzyjaznego plemienia. Oddział jego dostał się w nasze pobliże i wywiązała się bitwa. Zwyciężyli wprawdzie, jak sądzę, bo mieli przewagę, ale tymczasem udało się nam, więźniom, uciec i dostać do Bagdadu. Jak będę kiedy miał czas, to wam to obszerniej opowiem.
— Czy wyszukaliście nasze mieszkanie?
— Yes! Tam usłyszałem, że udaliście się do Haddedihnów. Co miałem czynić? Musiałem śpieszyć do was i do Irlandczyków. O podróży morskiej nie można było myśleć, wobec tego sprzedałem jacht, który tak