Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/382

Ta strona została skorygowana.
—   338   —

mi będzie wolno usiąść przy was! Słyszałem, że jesteście Frankowie i czytałem pismo mego przełożonego, przychodzę więc sam z oświadczeniem, że uczynię wszystko, aby spełnić wasze życzenia. Czy zgadzacie się z tem, że odesłałem kawasów do Damaszku?
— Odesłałeś ich?
— Tak. Słyszałem, że siedzieli w kawiarni i paplali o waszych sprawach. Czy zdołacie złowić złodzieja, skoro stanie się tak bardzo wiadomem, że chcecie go schwytać? Powiedział mi także Jakób Afarah z Damaszku, że nie słuchali was i że za wszystko żądali bakszyszu. Dlatego napędziłem ich, a czauszowi dałem list do kajmakama, by ich ukarał. Padyszach, któremu niechaj Allah błogosławi, chce, żeby porządek panował w jego państwie, a my powinniśmy chcieć tego samego.
Był to więc urzędnik uczciwy, rzadkość w państwie padyszacha. W dalszym ciągu rozmowy wyraził nawet żal, że nie może nam przydać się bezpośrednio, ponieważ prosiliśmy o tajemnicę i możność działania na własną rękę.
— Cieszcie się, że nie przyszliście do innego kodża-baszy! — rzekł. — Wiecie, jak postąpiłby inny?
— Jak?
— Zażądałby od was złota i kamieni, aby rozstrzygnąć, czyją są własnością. Trzeba przecież udowodnić, że zaszła kradzież, że przedmioty te są rzeczywiście skradzione, że obie strony są naprawdę złodziejem i okradzionym. Na tem schodzi wiele czasu, a wśród tego może się dużo zmienić; nawet złoto i kamienie.
Miał słuszność, a Jakób mógł sobie pogratulować, że trafił na takiego uczciwego człowieka. Kodża prosił, żebyśmy mu powierzyli nasze konie, radził jednak prowadzić je po jednemu, aby uniknąć wszystkiego, coby wpadało w oko. Potem oddalił się, ostrzegając nas przed podziemnymi kurytarzami i sklepieniami, w których łatwo o nieszczęśliwy wypadek.
Podczas najazdu egipskiego służyły te podziemia za kryjówki rozmaitej hołocie i dziś jeszcze mógł się tam