— Czy z Bebbehami żyjecie w niezgodzie? — pytałem w dalszym ciągu.
— Oni z nami, panie. Za to zabierzemy im dzisiaj ich trzody, dywany i broń. Stu pięćdziesięciu ludzi odprowadzi tę zdobycz do domu, a pięćdziesięciu uda się z chanem do Dżiafów.
— Jeśli Bebbehowie na to pozwolą — dodałem.
Pomimo ciemności dostrzegłem, że dumnie podrzucił głową.
— Oni? — zawołał. — Bebbehowie to tchórze! Czyż nie widziałeś, że ten człowiek uciekał dziś przed nami?
— Jeden przed dwustu!
— A ty sam go schwytałeś!
— Bah! Ja chwytam w danych warunkach tak samo dziesięciu Bejatów. Na przykład: ty i tych czterech, straż stojąca zewnątrz i owych dziewięciu w drugim obozie jesteście teraz moimi jeńcami. Halefie, pilnuj wyjścia. Ktoby chciał wejść tu lub wyjść stąd bez mojego pozwolenia, tego zastrzelisz!
Dzielny hadżi zniknął w tej chwili w kierunku wyjścia, a Bejat odezwał się trwożliwie:
— Panie, ty żartujesz!
— Nie żartuję. Chan zamilczał przedemną rzecz najważniejszą, a i ty mówiłeś tylko dlatego, że cię zmusiłem. To też musicie mi być poręką, że mogę się tu czuć pewnym. Przyjdźcie wy czterej!
Usłuchali mego rozkazu.
— Złóżcie broń u moich nóg! — rzekłem — a gdy się zawahali, dodałem: — słyszeliście o nas! Jeśli żywicie względem nas uczciwe zamiary, to nic wam się nie stanie i otrzymacie broń z powrotem, skoro się jednak będziecie opierać moim rozkazom, nie pomoże wam żaden dżinni ani szejtan!
Wykonali to, czego od nich zażądałem. Strzelby oddałem towarzyszom i pouczyłem Mohammed Emina, jak się ma w dalszym ciągu zachować. W końcu opuściłem miejsce noclegu, aby biegiem potoku wydostać się na czyste pole.
Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/41
Ta strona została skorygowana.
— 33 —