Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/417

Ta strona została skorygowana.
—   367   —

— Co z nim zrobiłeś?
— Uciekł nam, a my pędziliśmy za nim. Przybył tu wczoraj na statku francuskim, a my dopiero dzisiaj.
— Pójdę zaraz zapytać Francuza — rzekł Isla, powstając z miejsca.
— Zostań — powiedziałem. — Byłem tam już. Złodziej opuścił już statek, ale kapitan przyrzekł mi pomoc. Zaprosił mnie do siebie.
— Nie zadawajcież mąk duszom naszym i powiedzcie, jak to się stało — prosił Maflej.
Brat uczynił zadość tej prośbie i opowiedział zdarzenie w sposób wyczerpujący, co wywołało powszechne przygnębienie. Maflej chciał zaraz iść do kadiego i do wszystkich wyższych sędziów, i żądać przeszukania całego Stambułu za złodziejem. Chodził po selamliku jak lew, czekający na wroga.
Isla był także podniecony w wysokim stopniu. Skoro tylko wzburzona gniewem krew spokojniej płynąć zaczęła w żyłach, wrócił zarazem namysł, potrzebny do postanowienia czegoś w takiej sprawie.
Odradzałem na teraz wszelkiego sprowadzania policyi; chciałem spróbować, czy mnie lub komu innemu z nas nie uda się wpaść na trop zbrodniarza. Zapatrywanie to znalazło poparcie.
Kiedy z Anglikiem i Halefem powstaliśmy, by się pożegnać, Maflej i Isla nie dopuścili do tego. Prosili i nalegali, żebyśmy bezwarunkowo przez czas pobytu w Stambule byli ich gośćmi. Abyśmy mogli mieszkać, nie krępując siebie i drugich, ofiarowali nam osobny domek w ogrodzie. Musieliśmy na to przystać, nie chcąc ich śmiertelnie obrazić.
Dom, dla nas przeznaczony, znajdował się w tylnej stronie ogrodu, a pokoje były na sposób turecki bardzo dobrze urządzone. Mogliśmy w tem odosobnieniu żyć zupełnie według naszego upodobania bez krępowania wolności zwyczajami wschodnimi. Mieliśmy dość czasu na omówienie sposobu, w jaki należałoby szukać śladów naszego wroga. Było to, jak na Konstantynopol, gdzie je-