Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/430

Ta strona została skorygowana.
—   380   —

Nie mając żadnych środków, musiał sobie pracą w porcie zarobić tyle, aby móc dalej ścigać mordercę ukochanego ojca; to, co za konia otrzymał, nie wystarczało. Wreszcie szczęśliwym zbiegiem okoliczności dostał się za darmo na Cypr, a stąd zabrał go pewien rybak na ląd stały. Wysiadł z łodzi naprzeciwko Cypru w Anamar i poszedł teraz pieszo przez Selindi i Alaję do Adalii. Tu jednak okazały się daremnemi wszelkie badania. Minęło już czasu zbyt wiele, on zaś nie miał ani dość środków, ani doświadczenia do tego, aby śledzić dalej w sposób właściwy.
Mimo to wytrwał w myśli wykonania nakazanej mu prawem krwawej zemsty. Z kierunku, w którym udał się Abu en Nassr, wywnioskował, że ten zmierzał do Konstantynopola; to też jako żebrak przeszedł przez Anatolię. Szło to bardzo powoli, a w Kutahiji zachochorował. Trudy przebyte powaliły go na kilka miesięcy i szczęściem było dla niego, że znalazł przytułek w klasztorze derwiszów.
W ten sposób dostał się po wielu, wielu miesiącach do Stambułu. Nie wpadł jeszcze na trop pewny, ale nadziei nie tracił. Aby wyżyć i coś sobie uskładać, został hammalem, co dla wolnego Araba było niemałem przezwyciężeniem osobistej dumy. Gdy go pytałem, jak długo zamierza jeszcze siedzieć w Stambule tak bez żadnych widoków, odpowiedział:
— Zihdi, może już bardzo rychło opuszczę to miasto. Allah pozwolił, że doszło do uszu mych bardzo ważne imię.
— Jakie?
— Czy nie powiedziałeś wówczas na szocie Dżerid, że właściwe nazwisko Abu en Nassra jest Hamd el Amazat?
— Istotnie.
— Odkryłem tu człowieka, nazywającego się: Ali Manach Ben Barud el Amazat.
— Ach! Kto to taki?
— Młody derwisz z klasztoru, który opuściłeś przed