Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/432

Ta strona została skorygowana.
—   382   —

szkodliwego raz na zawsze i oświadczył mi chełpliwie, że jest głową bandy morderców. Jeżeli to było prawdą, to musiała ta banda być rozgałęzioną po całej Turcyi, jak tego dowodziły jego stosunki w Egipcie i Damaszku. Konstantynopol nigdy nie był wolny od związków zbrodniarzy, ale niebezpieczeństwo dosięgło teraz stopnia najwyższego. Znachodzono mieszkania, ograbione doszczętnie, a właścicieli pomordowanych albo zaginionych. Na Złotym Rogu widziano pływające zwłoki osób zmarłych najwyraźniej śmiercią gwałtowną. Nocami wybuchały w rozmaitych punktach miasta, a o jednej i tej samej minucie pożary, podczas których dopuszczano się rabunków i kradzieży. Spotykano po nocy podejrzane postacie, widywane bez latarń, a gdy je patrole chciały zatrzymać, indywidua te staczały z niemi formalne bitwy. Wprost zaś niepodobnym do wiary jest sposób, w jaki sprawiedliwość postępowała z takimi ludźmi. Raz schwytano taką bandę, a sułtan wygnał jej członków do Tripolis; w pewien czas przybył kapitan statku transportowego i opowiedział, że na wybrzeżu Tripolis okręt mu się rozbił i wszyscy zbrodniarze utonęli. W kilka dni potem można było potopionych łotrów spotkać na ulicach miasta i nikogo to nie uderzało szczególnie.
Nie wyjawiałem na razie swoich myśli moim obecnym towarzyszom. Dowiedziałem się od Omara, że derwisz Ali Manach mieszka w piątej celi od wejścia. Udałem się napowrót do klasztoru. Nie zważając na obecnych, wstąpiłem przez furtę do sieni. Drzwi do kurytarza były otwarte. Derwisze znajdowali się znowu w swoich celach. Przeszedłem powoli przez kurytarz, aby obejrzeć cele i ich mieszkańców, i nikt się o mnie nie troszczył. W piątej celi siedział młody derwisz, liczący może dwadzieścia i kilka lat. Wpatrywał się sztywnie w okno i przesuwał palcami jednę po drugiej z dziewięćdziesięciu dziewięciu kulek swego różańca.
— Sallam! — pozdrowiłem go nizkim głosem, zachowując poważną postawę.