Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/435

Ta strona została skorygowana.
—   385   —

ale dziesięćkroć większej długości. Oba boki wzdłuż i tylny wszerz tworzyły trzy domy, podobne do szop na drzewo; wszystkie trzy znajdowały się w ostatniem stadyum upadku. Na prawo i lewo były wejścia do obydwu mieszkań parterowych. Na piętro prowadziły na pół przegniłe schody, które z pierwotnych trzynastu stopni sześć już utraciły.
Podwórze stanowiło jedną kałużę błota, które słońce wysuszyło i zamieniło w stałą, kruchą masę. W niej tkwił kloc, którego przeznaczenia niepodobna było rozpoznać, a na tym zagadkowym klocu siedziało coś, co byłoby jeszcze większą zagadką, gdyby nie paliło ze starego, powalanego cybucha. Z kształtu podobne do kuli, owinięte było bardzo podartym kaftanem. Na tej kuli spoczywał niebieski lub czerwony niegdyś turban, zaś z pomiędzy kuli i turbanu wychylał się nos ludzki i wspomniany już cybuch. Nos nie wiele był krótszy od fajki.
Na widok nasz chrząknęła ta zwinięta nakształt jeża istota, nie wiadomo, czy na znak zadowolenia, czy gniewu, poczem zabrała się do wydobycia się z kaftana.
— Sallam! — pozdrowiłem.
— Sssss... hmmm! — zaryczało i zamruczało owo coś w odpowiedzi.
— Czy ten dom do wynajęcia?
W tej chwili skatulała się postać z kloca i wyprostowała się na ludzki sposób.
— Tak jest, panie, oczywiście, zaraz do wynajęcia! Piękny dom, wspaniały dom, pyszne mieszkanie, za dobre niemal dla baszy, wszystko prawie całkiem nowe! Czy wasza wysokość oglądnie sobie ten dom?
To wszystko wypadło zeń teraz tak szybko i nagle, jak z otworu żarnowego. Widać było, że byliśmy mu tak mili jako najemcy, jak niepożądani bylibyśmy w każdym innym charakterze. Był to Żyd. Stał teraz w całej swej gloryi patryarchalnej, gdyż wszystko w nim wskazywało na minione tysiące lat. Był mały, bardzo mały, ale za to bardzo gruby. Wpadały w oko z całej jego postaci tylko: para słomianych pantofli, kaftan,