gdyż sprowadzili nam z własnej inicyatywy kilka sienników do spania. Z worków tych przezierały dziury, ale Baruch był ubogi i w tem przebijało się przywiązanie; uważał nas za biednych i żywił względem nas dobre chęci.
Po odejściu obojga zapaliliśmy światło i fajki, gdyż ściemniło się tymczasem. Isla dał nam latarkę, która bardzo się przydała. Umówiliśmy się, że podczas mej nieobecności ma Omar stanąć w lekko otwartej bramie, aby mieć na oku wchodzących do domu sąsiedniego. Oba domy oddzielała od siebie cienka ściana drewniana; wobec tego domyślaliśmy się, że gdyby Halef stanął w komórce, mógłby przecież coś usłyszeć.
Widziałem, że Baruch, który mieszkał po drugiej stronie domu, czeka już na mnie. Oboje zamieszkiwali małą chałupkę, bez właściciela, co się w Stambule zdarza nierzadko. Można było przypuszczać, że zarobili trochę na kupnie dla nas. Byli w doskonałym humorze i przyjęli nas z uniżoną serdecznością. Z pojawieniem się naszem zabłysła nad ich nędzą mała nadzieja. Stara Żydówka okazała większe ochędóstwo, niż przewidywałem, to też z apetytem spożyłem tę odrobinę, którą mi podano; gdy darowałem jej trochę kawy, a małżonkowi tytoniu, które dla nich ze sobą przyniosłem, wpadli w taki zachwyt, jak gdyby dostali najcenniejszy podarunek.
Przekonałem się, że niestety kaftan jest jedynem odzieniem Barucha; spodni wcale nie zauważyłem, a rękawy bluzy, wyzierające dziś wieczorem z kaftana, także się już rozłaziły. Można tu było zaradzić byle czem i postanowiłem to zrobić. Oczywiście, że Baruch „szklił“, jak to mówią, swoim handlem klejnotami i starożytnościami, ale nie działo się to w złych zamiarach. Ta para biedaków musiała żyć przez dzień za jednego piastra i porcyi chleba, nie przewyższającej wartości dziesięciu halerzy, byli więc nadzwyczaj uradowani, gdy im oświadczyłem, że przyjmuję ich usługę u nas, i że dostaną za to pięć piastrów dziennie.
Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/439
Ta strona została skorygowana.
— 389 —