— A cóż z tym drągiem?
— Leży w kominie i jest tak długi, że można go użyć jako drabiny i wyleźć po nim. Także ściana domu podwórzowego składa się tylko z desek, a w jednej z nich jest dziura z sęka i wielka szpara. Przez to widać wielką, długą komorę, w której zbierają się ci ludzie na podział łupu....
— Która to deska?
— Aby ją sobie dobrze zapamiętać, zrobiłem na niej kreskę kredą.
— Dlaczego nie zrobiłeś pan do niesienia? To było pańskim obowiązkiem!
— Effendi, moim pierwszym obowiązkiem jest zachowanie własnego życia. Nie chcę, żeby mnie powieszono.
— Wszakże policya nie zdradziłaby pana!
— Panie, pan od niedawna mieszka w Stambule... Zaglądając dziurką z sęka, widziałem dostojnych panów, poznałem derwiszów i kawasów. Jest tu niejeden wysoki manzubli[1], któremu wielkorządca nie płaci pensyi; dla tego taki urzędnik żyje z bakszyszu, który stara się zewsząd wydusić. A co ma czynić człowiek, gdy i bakszyszu zamało? Kto chce donieść władzom o sąsiedzie pana, idzie z tem właśnie do karawuldera[2] lub kadiego, który bywał nieraz tam w komorze; a wtedy z pewnością już po donosicielu. Nie, ja wiem, co się dzieje w tym domu i nie dbam już o to więcej. Panu tylko powiedziałem i spodziewam się, że posłucha pan mojej przestrogi!
Po osiągnięciu tych wiadomości obawiałem się dalej na Barucha nalegać. Nabrałem teraz przekonania, że sam jestem w niebezpieczeństwie z towarzyszami. Grek słyszał pewnie, że dostał sąsiada, dowiadywał się więc o nas na każdy wypadek i kazał nas śledzić pilnie. Mogło się to odbywać bardzo łatwo i bez zwrócenia naszej uwagi, ponieważ dzieliła go od nas tylko ściana. Za dnia mu-