Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/452

Ta strona została skorygowana.
—   396   —

się drugi pokój; widziałem drzwi do niego i tam pewnie siedzi więzień.
Zbadałem dotykiem naszą ścianę i zauważyłem, że każda deska przytwierdzona jest tylko jednym gwoździem u góry i jednym u dołu. Zdawało się, że gwóźdź z naszej strony da się bardzo łatwo wyciągnąć. Wystarczało założyć nóż pomiędzy główkę gwoździa a deskę i ostrożnie ją oderwać. Udało się to, ale pokazało się niestety, że otwór będzie za wązki, że człowiek przezeń się nie przesunie. Trzeba było rozluźnić jeszcze jedną deskę. Uporałem się z tem bez najlżejszego nawet szmeru. Deski można było lekko obracać na górnych gwoździach. Rozsunąłem je, a Omar musiał je tak potrzymać. Zmacałem teraz drugą ścianę i poczułem, że ostrza gwoździ są pozaginane. To znacznie utrudniało robotę, bo musiałem dla odpiłowania ich użyć noża jako pilnika. Tego trudno było dokonać bez zdradzieckiego szmeru, a ręce tak się przytem męczyły, że musiałem je zmieniać co chwila.
Tak upłynął bardzo długi czas i właśnie ukończyłem szczęśliwie robotę, gdy doszedł mnie odgłos zbliżających się kroków. Był to Grek ze świecą w ręku. Otworzył drzwi przeciwległe do naszej ściany, ale nie wszedł do środka.
— Czy macie pieniądze? — usłyszałem pytanie Turka.
— Tak — odrzekł gospodarz i zaśmiał się.
— Więc wypuśćcie mnie!
— Jeszcze nie. Dopiero wczesnym rankiem będziesz wolny. Chcę ci tylko powiedzieć, że tu do tego pokoju przyjdą wnet ludzie. Nie wolno im wiedzieć, że się tu znajdujesz; nie wejdą tam do ciebie, ale nie powinni nic słyszeć. Dla tego przywiążę cię teraz i założę ci knebel. Jeśli zachowasz się całkiem cicho, będziesz wolny, gdybyś zaś narobił hałasu, opuścisz ten dom tylko jako trup!!
Turek błagał, żeby go uwolniono, przyrzekał nie wspominać o tym wypadku przed nikim, ale wszystko