wiszów bywa w tym domu, dla tego wątpić należy, czy cel swój osiągniesz w sposób zamierzony.
— Policya? — rzekł pogardliwie. — Zaglądnąłem wprawdzie do izby, w której siedzieli kawasi; poznałem ich, ale oni mnie nie zauważyli. Nie, ja nie pójdę do policyi. Wiedz o tem, że jestem cabit[1], mniejsza o rangę; sprowadzę dżengdżilerów[2] i załatwię się z tą norą prędko i bez trudności.
Było mi i przyjemnie i nieprzyjemnie zarazem. Jeśliby pojmał całe towarzystwo, to mogła zajść ta okoliczność, że nie będzie tych właśnie, na których nam zależało, w takim razie musielibyśmy ich szukać na nowo. Ale głaz ruszył raz z miejsca, musiał się więc dalej potoczyć. Dla tego odpowiedziałem nieznajomemu:
— Spełnij mi więc jedną prośbę i pokaż mi jeńców, których pochwytasz! Chciałbym wiedzieć, czy będą tam ludzie, których my szukamy.
— Zobaczysz wszystkich.
— Pozwól mi na jedną uwagę! Kto chce wstąpić do tego domu, tego pytają, czego sobie życzy i wpuszczają tylko na słowo: „En Nassr“. Może ci się to przyda.
— Ach, więc to było to słowo, które mój przewodnik szepnął do otworu koło drzwi! Ale — ciągnął dalej w tonie nieufnym — skąd ty wiesz o tem słowie?
Po wyniosłości, z jaką mówił, poznałem, że ranga jego nie mogła być nizką. Odpowiedziałem mu spokojnie:
— Omar Ben Sadek podsłuchał to — opowiedziałem przytem potrzebne szczegóły i dodałem: — Wskazanem będzie, żebyś podzielił swoje wojsko. Jedna połowa może sobie zdobyć wejście za pomocą tego słowa przez bramę, a druga wtargnąć otworem, którym ty umknąłeś. Pierwszy manewr nie powinien jednak nastąpić przedtem, zanim się przed otworem znajdziecie, należy się bowiem spodziewać, że strażnik przy drzwiach wyda na widok żołnierzy głos ostrzegawczy, żeby towarzyszom dać czas do ucieczki.