Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/460

Ta strona została skorygowana.
—   404   —

rozwaliłem drzwi ostatniego pokoju. Chcieli uciekać przez nasz dom, natknęli się jednak na Halefa, który zamiast ustawić się za drzwiami w sieni, przyjął ich wprost zuchwale przed niemi. Strzały, które usłyszałem, wymierzone były do niego; czy go który z nich trafił, nie mogłem dostrzec, dość, że stał wyprostowany i bronił się swoją długą, odwróconą flintą.
Jest coś szczególnego w nocnej walce pierś o pierś. Zmysły zaostrzają się w dwójnasób, widzi się to, czegoby się zresztą nie widziało, a instynkt, wedle którego działa się w takich chwilach i to momentalnie, posiada zalety dobrze obmyślanego postanowienia. Kolba mej strzelby wnet wyswobodziła hadżego z niebezpieczeństwa; napastnicy padali pod naszymi ciosami lub umykali na boki. Mnie jednak obchodziło tylko jedno.
— Kogóż masz, Halefie? — spytałem wśród wiru walki.
— Abrahima Mamura!
— Jego? Ach! Gdzie?
— Pod nogami. Powaliłem go.
— Nareszcie! Brawo!
Tych kilku, którzy nas jeszcze napastowali, rozbiegło się na prawo i lewo. Nie troszczyłem się już o nich i pochyliłem się, aby się przypatrzyć Abrahimowi. Na podwórzu panował jeszcze zgiełk, gdyż co chwila z góry zeskakiwali nowi, uciekający przed żołnierzami, ale Abrahim znaczył dla mnie więcej, niż wszyscy. Dobyłem zapałkę, potarłem ją i zaświeciłem leżącemu przed twarzą.
— O, biada, Halefie, to nie on!
— Nie, zihdi? Nie może być! Poznałem go doskonale w błysku wystrzału.
— W takim razie umknąłby, a ty powaliłeś innego. Gdzie on jest?
Podniosłem się i rozejrzałem znowu po dziedzińcu.Wtem zauważyłem zbiegów, przełażących przez nizki parkan, zapełniający lukę między domem a chałupą, prowadzącą do mieszkania Barucha. Halef dostrzegł to także natychmiast.