Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/471

Ta strona została skorygowana.
—   415   —

Wtem spojrzałem znów przypadkowo i przeczytałem nazwisko, które skłoniło mnie do położenia co prędzej ręki na kartce, aby jej Isla nie obrócił. Były to słowa: „Henri Galingré, Szkodra“[1].
— Galingré w Szkodrze? — spytałem. — To nazwisko zaciekawia mnie w szczególny sposób. Czy jesteś w stosunkach z Galingrém ze Skutari?
— Tak. To Francuz z Marsylii, jeden z moich dostawców.
— Z Marsylii, o to się zgadza uderzająco! Czy widziałeś go kiedy i rozmawiałeś z nim?
— Często bywał u mnie, a ja u niego.
— Czy nie wiesz nic o losach jego i rodziny?
— Zapytywałem o niego, zanim zrobiłem z nim pierwszy interes. Potem sam mi opowiadał.
— Co wiesz o nim?
— Miał mały handel w Marsylii, ale to mu nie wystarczało, więc udał się na Wschód, najpierw do Stambułu, a potem do Adryanopola i tam go poznałem. Od roku jednak mieszka w Skutari, gdzie jest jednym z najzamożniejszych ludzi.
— A jego krewni?

— Miał brata, któremu także nie podobało się w Marsylii. Ten wyjechał najpierw do Algieru, a potem do Blidah, gdzie mu szczęście tak dopisało, że brat z Adryanopola wysłał do niego syna, aby w Blidah służył swojemi wiadomościami handlowemi stryjowi. Ten syn wziął sobie za żonę dziewczynę z Marsylii i wrócił potem do ojca, gdzie po wielu latach objął jego handel. Pewnego razu musiał udać się do stryja w Blidah, aby omówić z nim jakieś większe przedsiębiorstwo, i właśnie, kiedy tam się znajdował, zamordowano tego stryja i zrabowano całą jego kasę. Podejrzewano o to pewnego kupca ormiańskiego, a młody Galingré wyruszył na poszukiwania, przypuszczając, że policya nie śledzi dość energicznie. I już więcej nie wrócił. Ojciec jego zostawszy

  1. Skutari w narzeczu tureckiem.