Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/483

Ta strona została skorygowana.
—   427   —

czas bawili z dozorcą w suterenach wieży, używanych jako kurnik, i wyszli potem na schody. Poszedł i on dalej za nimi. W kawiarni wypili po filiżance kawy, poczem udali się jeszcze wyżej, natomiast strażnik wrócił. I tu poszedł Omar za nimi. Wszedłszy do dzwonnicy, zastał ich na galeryi plecyma zwróconych do niego, a w dzwonnicy leżała paczka. Zbliżył się do nich i wyszedł na galeryę, gdzie go już musieli zobaczyć.
— Czego chcesz? — spytał Abrahim. — Czy to ty byłeś teraz u Kolettisa?
— Co ciebie to obchodzi? — odparł Omar.
— Czy chcesz nas może podsłuchać, psie?
Na te słowa przypomniał sobie Omar, że jest synem wolnego i walecznego Uelada Meraziga i wstąpiła weń duma i odwaga lwa.
— Tak, podsłuchałem was — przyznał się śmiało. — Ty jesteś Abrahim Mamur, porywca dziewcząt i złodziej klejnotów, którego jaskinię wykurzyliśmy wczoraj. Zemsta już dosięga ciebie. Pozdrawiam cię od emira z Frankistanu, który ci odebrał Gizelę i napędził cię z Damaszku. Godzina twoja nadeszła!
Abrahim stanął jak wryty, a Omar skorzystał z tego, porwał go błyskawicznie i wyrzucił poza balustradę. Kolettis wydał okrzyk i dobył sztyletu. Mocowali się tylko przez chwilę. Omar otrzymał lekkie draśnięcie w kark, ale to dodało mu nowych sił; drugi przeciwnik wyleciał także za balustradę. Wtem dostrzegł Omar, że Abrahim trzymał się jedną ręką, zadał więc przerażonemu cięcie nożem w rękę tak, że puścił poręcz i zleciał na bruk.
Działo się to szybciej, niż to można opowiedzieć. Omar wlazł z powrotem do dzwonnicy, zabrał paczkę i oddalił się. Na dole zdołał prześliznąć się niepostrzeżenie, pomimo że dokoła zwłok zgromadziło się już sporo ludzi.
Przedstawił to zdarzenie tak spokojnie, jak gdyby uczynił coś zwyczajnego. Ja także nie dużo mówiłem i opatrzyłem mu dość łagodną ranę na karku. Następnie musiał się z nami udać do przedniego budynku, gdzie