— Pisać? — rzekł Isla. — to na nic! Musimy się sami udać do Adryanopola, aby schwytać tego Baruda el Amazat. Effendi, czy pójdziesz z nami?
— Tak — odpowiedziałem. — To najlepsze, co możemy uczynić, a ja będę wam towarzyszył, bo Adryanopol leży na drodze do mej ojczyzny.
— Chcesz wracać do domu, effendi?
— Tak. Byłem na obczyźnie o wiele dłużej, niż zamierzałem właściwie.
Stwierdzić należy, że to postanowienie spotkało się tylko z przeciwnikami. Dopiero, kiedy bliżej określiłem im moje powody, przyznali mi słuszność. Podczas tego sporu między przyjaciółmi jeden tylko nie wyrzekł ani słowa. Był to Halef, ale po drgającem jego obliczu poznać było, że ma właściwie ze wszystkich najwięcej do powiedzenia.
— A kiedy wyruszymy? — spytał Isla, któremu było bardzo śpieszno.
— Zaraz! — odpowiedział Osko. — Nie spocznę ani chwili, dopóki tego przyjaciela Baruda el Amazat nie dostanę w swe ręce.
— Sądzę — zauważyłem — że potrzeba pewnych przygotowań. Jeśli wyruszymy jutro rano, to nie będzie zapóźno i mamy cały dzień przed sobą. Pojedziemy kołowo, czy konno?
— Konno! — rozstrzygnął Maflej.
— A kto pojedzie?
— Ja, ja, ja, ja! — zawołano dokoła.
Pokazało się, że wszyscy chcieli jechać. Po dłuższej dyskusyi postanowiono, że mają wziąć udział w wyprawie: Szafej Ibn Jakób Afarah, który właściwie z Barudem nic nie miał wspólnego, ale chciał skorzystać z tej rzadkiej sposobności odwiedzenia krewnego; Isla, który nie mógł się wyrzec przyjemności schwytania zdrajcy swej żony; Osko dlatego, że pragnął zemścić się za córkę; Omar z zamiarem udania się z Adryanopola do Skutari, aby tam załatwić swoje rachunki z Hamd el Amazatem i ja w powrocie do ojczyzny.
Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/485
Ta strona została skorygowana.
— 429 —