Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/503

Ta strona została skorygowana.
—   441   —

wodną, kawę w filiżaneczkach, stojących nie na finganach, lecz na srebrnych trójnożkach. Wszystko to dowodziło poważnego przepychu, z którego znowu wnosić można było o bogactwie właściciela.

Zaledwie skosztowaliśmy kawy, zjawił się Jakób Afarah i Isla z panem domu. Była to postać bardzo czcigodna i imponująca, z brodą, podobną pod względem długości i bujności do brody Mohammed Emina. Wrażenie, jakie sprawiał, zmuszało niemal do powstania z miejsca, chociażby nawet zwyczaj nie nakazywał tego. Podnieśliśmy się.
— Sallam aaleikum! — przywitał nas, wznosząc ręce, jak do błogosławieństwa. — Bądźcie pozdrowieni w domu moim i uważajcie go za swój!
Przeszedł od jednego do drugiego, aby nam podać rękę, a następnie usiadł obok nas razem z obydwoma krewnymi. Im także podano fajki i kawę, poczem na dany znak służba się oddaliła. Teraz Isla nas przedstawił. Gospodarz przypatrywał mi się przez dłuższy czas, a następnie jeszcze raz ujął mnie za rękę i trzymał ją w swej przez kilka minut.
— Ty może nie wiesz jeszcze, że jesteś mi znany — powiedział. — Isla opowiadał mi dużo o tobie. On cię miłuje i dlatego posiadałeś też moje serce, chociaż nie widzieliśmy się jeszcze.
— Panie, słowa twoje sprawiają ulgę mej duszy — odrzekłem. — Nie znajdujemy się na pustyni, ani na pastwiskach beduińskiego plemienia i dlatego nie wszędzie można być pewnym, że się będzie mile widzianym.
— Tak. Piękny obyczaj ojców naszych zatraca się z roku na rok, znika z miast i cofa się na pustynię. Na pustyni rodzi się najczęściej potrzeba pomocy, lecz Allah każe w niej właśnie róść palmie braterskiej miłości. W wielkiem mieście czuje się człowiek bardziej opuszczonym, niż na Saharze, gdzie żaden dach nie zakrywa widoku niebios Allaha. Ty byłeś na Saharze, czy nie odczuwasz, że mówię prawdę?
— Allah jest wszędzie, gdzie człowiek nosi wiarę