— Z pewnością! On nie jest sam. Jest z nim Osko, ojciec uprowadzonej, ów lekarz, który uwolnił Senicę, jego służący, wreszcie ów Arab, który strącił z wieży Abrahima Mamura.
— Mają już więc ślad jego?
— Znają już imię, które nosi obecnie.
— Rzeczywiście? Jakże ono brzmi?
— Abd el Myrrhatta. Usta kazał się także tak nazywać w Stambule.
— Toż to moje imię! — zawołał przerażony.
— Właśnie. Allah wie, jak wpadli na imię tak pobożnego człowieka! Niechaj ich za to spotka podwójna kara!
— Ale jak mogli się dowiedzieć o tem imieniu?
— Zaraz ci powiem. Barud el Amazat ma syna w klasztorze tańczących derwiszów na Perze. Do niego poszedł ów lekarz i udał, że jest także „En Nassr“. Młodzieniec dał się oszukać i wyjawił mu to imię, a zarazem to, że Hamd el Amazat znajduje się w Skutari u pewnego francuskiego kupca, nazwiskiem Galingré.
Teraz słuchacz już nie mógł wytrzymać. Powstał i usprawiedliwił się:
— Panie, to brzmi tak ohydnie, że jeść nie mogę. Jestem jazdą bardzo znużony. Pozwól, że odejdę na spoczynek!
Hulam podniósł się także i rzekł:
— Ja wierzę, że ci trudno jeść. Kto takie rzeczy słyszy o sobie, tego trwoga ściska za gardło.
— Słyszy o sobie?... Ja ciebie nie rozumiem! Nie sądzisz chyba, jakobym ja dlatego, że on nosi moje imię, był właśnie owym Barudem!
— Nie sądzę tak, lecz jestem o tem przekonany. Ty łotrze!
Na to zerwał się gość i zawołał:
— Zwiesz mię łotrem! Nie waż się na to więcej, bo...
— Bo... bo co się stanie? — zabrzmiało tuż koło niego.
Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/508
Ta strona została skorygowana.
— 446 —