Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/527

Ta strona została skorygowana.
—   465   —

— Nie.
— Czy wiesz to napewne?
— Całkiem, ponieważ stałem w bramie, kiedy odjeżdżali.
— Zaprowadź nas do jego konia!
Prowadził nas przez przednie podwórze i sklepiony kurytarz do nizkiego domu. Mój węch powiedział mi już zdaleka, że to jest stajnia. Gospodarz otworzył drzwi. Było ciemno, ale lekkie sapanie dowodziło, że się tam koń znajdował.

— Zgasili światło — rzekł gospodarz.
— A przedtem świeciło się?
— Świeciło się.
— Czy konie tego Manacha el Barsza także tu stały?
— Tak. Nie byłem przy tem, gdy je zabierał.
— Zaświećmy więc!
Dobyłem zapałek i zapaliłem wiszącą na ścianie starą latarnię. Poznałem teraz konia Halefa, a obok niego na ziemi jakąś bezkształtną masę, owiniętą kaftanem i skrępowaną sznurami. Rozerwałem je i odsunąłem