Kadi zerwał się z poduszki, na której może spał przedtem.
— Co mówisz? — pytał. — On uciekł?
— Tak.
— Wymknął się? Z zindanu wymknął się?
— Tak.
— Skąd wiesz o tem?
— Spotkaliśmy go.
— Ia Allah, czemużeście go nie zatrzymali?
— Nie poznaliśmy go.
— A skądże wiecie, że to był on?
— Dowiedzieliśmy się o tem dopiero później. Uwolnił go poborca podatkowy, który się zwie Manach el Barsza.
— Manach el Barsza? O, znam go! Był pierwej dzierżawcą podatków w Uskub, ale nim teraz nie jest. Mieszka w górach.
Mieszka w górach, to znaczy, że musiał też uciec w góry. Dlatego zapytałem:
— Czy nie widziałeś go dziś podczas rozprawy?
— Nie. A skąd ty go znasz?
— Dowiedziałem się o jego nazwisku i miejscu pobytu od handlarza ubrań. Mieszkał u handżii Doksatiego, kupił dwa konie i dziś wieczorem opuścił miasto razem z Barudem el Amazat.
— A kto był trzeci?
— Nie wiem; domyślam się jednak, że to dozorca, klucznik więzienny.
Opowiedzieliśmy sędziemu w krótkości, co się stało, poczem on kazał sobie pałasz podać, a dziesięciu kawasom nam towarzyszyć i ruszył w drogę do więzienia.
Nazar-baszi[1] był niepospolicie zdziwiony naszym widokiem o tak późnej godzinie.
— Zaprowadź nas do więźnia, który nazywa się Barud el Amazat! — rozkazał kadi.
Urzędnik wypełnił zlecenie, ale przeraził się nie
- ↑ Zarządca więzień.