Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/577

Ta strona została skorygowana.
—   509   —

Zeszliśmy się na wojenną naradę. Najpierw Halef podsunął pytanie, jakiego rodzaju ludzie mogli mieszkać w domu, gdzie derwisz śmierć poniósł. Hulam sądził, że byli w stosunkach z en nasserami w Konstantynopolu. Nie było to nieprawdopodobnem, ale ja uważałem ich zarazem za takich, o jakich mówią, że „udali się w góry“.
Teraz dopiero miałem czas zabrać się do kartki, której dotąd nie odczytałem.
— Czy możesz przeczytać te wiersze? — zapytał Isla.
Zadałem sobie dość trudu, ale musiałem odpowiedzieć „nie“. Kartka chodziła z rąk do rąk, jednak bezskutecznie. Nikt jej nie umiał przeczytać. Poszczególne litery były dość wyraźnie pisane, ale tworzyły słowa zupełnie obce i niezrozumiałe dla mnie i dla tamtych.
Przesylabizowałem najkrótsze słowa razem... nie dawały żadnej myśli. Wtem Halef okazał się najmędrszym z nas wszystkich.
— Effendi — spytał — od kogo może ta kartka pochodzić?
— Chyba od Hamda el Amazat.
— No, ten człowiek ma dostateczne powody zatajać wszystko, co pisze. Czy nie sądzisz, że będzie to pismo tajne?
— Hm! Może masz racyę. Hamd el Amazat musiał się liczyć z tem, że kartka ta dostanie się w ręce niewłaściwe. Pismo to nie jest tajne, jak się zdaje, ale złożenie liter niezwykłe. „Sa ila ni“, tego nie rozumiem. „Al“, to jest słowo, ale „nach“ nie jest wyrazem wschodnim. Ach! A gdyby to przeczytać odwrotnie, będzie z tego „chan“.
— Może też wszystko pisane odwrotnie, — rzekł Hulam. — Czytałeś „ila“. Na odwrót byłoby „ali“.
— Słusznie — odrzekłem. — To imię, a zarazem wyraz serbski na „ale“. „Ni“ na odwrót „in“, to po rumuńsku „bardzo“.
— Przeczytajno wszystkie trzy wiersze od lewej do prawej zamiast od prawej do lewej! — rzekł Isla.