Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/88

Ta strona została skorygowana.
—   74   —

skiego kolosu. Przedemną stał Allo w całej swej okazałości.
Radosny przestrach ogarnął mnie na jego widok, gdyż, skoro ten człowiek się uratował, to może i reszcie udało się ocalić.
— Allo, ty tutaj? — zawołałem.
— Tak — odrzekł z wielką prostotą.
— Gdzie twój pies?

— Roztratowany, chodih! — rzekł z wyraźnym odcieniem smutku w głosie.
— Jak im umknąłeś?
— Kiedy wszyscy gnali za tobą, nikt się na mnie nie patrzył. Wtedy skoczyłem w zarośla. Potem przyszedłem tutaj, bo powiedziałem ci, że musimy tędy przejeżdżać. Myślałem, że nadejdziesz, jeżeli nie schwytają cię Bebbehowie.
— Kto jeszcze umknął?
— Nie wiem.
— Musimy tu zaczekać, może znajdzie się jeszcze który. Wyszukaj mi kryjówkę dla konia.
— Znam bardzo dobrą, chodih!