Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/96

Ta strona została skorygowana.
—   82   —

napadnięto. Halef chciał mi dalej towarzyszyć, lecz na to nie pozwoliłem.
— Gdyby mię schwytali — powiedziałem mu — to będziesz wiedział, gdzie znaleźć Anglika. Na razie będzie najlepiej, jeśli wyleziesz na jedną z tych pinii, stojących tak blizko siebie, że gałęzie ich tworzą gęstą plątaninę i doskonałe ukrycie. Rozróżniasz wybornie huk mojej strzelby, albo szybkie odgłosy sztućca od głosu innych strzelb. Jestem w niebezpieczeństwie tylko wówczas, jeżeli usłyszysz moje wystrzały.
— A co mam w takim razie zrobić?
— Siedzieć dalej, dopóki cię głośno nie zawołam. A toraz wyłaź na górę!
Wziąłem psa całkiem krótko i jąłem skradać się dalej. Była to rzeczywiście gra niebezpieczna puszczać się w biały dzień tak blizko ku nieprzyjacielskiemu obozowi, żeby go zobaczyć i przypatrzyć mu się dokładnie.
W jakiś czas ujrzałem pierwszy szałas. Zbudowany był w sposób bardzo pierwotny z gałęzi w kształcie piramidy. Cofnąłem się znowu, aby wpierw szerzej obóz okrążyć; musiałem stwierdzić, czy Bebbehowie nie znajdują się głębiej w lesie. W tym wypadku miałbym ich za plecami i mogliby mnie zobaczyć.
Skradałem się od drzewa do drzewa, wyszukując najgrubsze pnie i wsłuchując się ciągle w samotną głuszę boru. Niebawem też spostrzegłem, że ostrożność moja nie była wcale zbyteczna, gdyż wydało mi się, jakobym słyszał głosy ludzkie, a równocześnie trącił mnie Dojan nosem. Szlachetne zwierzę rozumiało instynktownie, że mu się teraz nie wolno odezwać i nie spuszczało ze mnie swoich wielkich, rozumnych oczu.
Zwróciwszy się w tym kierunku, skąd doleciały mię głosy, ujrzałem niebawem trzech ludzi, siedzących pod drzewem, dokoła którego rosły młode, wysokie na pięć stóp zaledwie krzaki wawrzynowiśni. Miejsce było jak stworzone do podsłuchiwania. Ponieważ przypuszczałem, że przedmiotem rozmowy będzie wczorajsze zdarzenie, obszedłem ich zdaleka, a następnie położyłem