Strona:Karol May - Z Bagdadu do Stambułu.djvu/97

Ta strona została skorygowana.
—   83   —

się na ziemi i przyczołgałem się aż do krzaków, skąd mogłem dobrze słyszeć ich słowa.
Jakże się zdumiałem, kiedy w jednym z Kurdów poznałem tego samego, który leżał dwukrotnie pod Dojanem, którego wypuściłem, ponieważ podawał się za Dżiafa! Dojan poznał go także i oczy jego zamigotały wrogo w stronę Kurda, chociaż głosu z siebie nie wydał. Dobrze więc widział Allo. Ten Kurd to był Bebbeh, postawiony na straży, aby donieść o naszem nadejściu. Miał on wówczas z pewnością gdzieś w pobliżu ukrytego konia i pojechał naprzód przed nami, a my przypuszczaliśmy, że się udał na północ.
— Oni byli wszyscy głupi! — usłyszałem, jak mówił.— Ale najgłupszy był ten, który jeździ na pięknym karoszu.
Czyżby tu o mnie mówiono? Bardzo pochlebne!
— Gdyby był pozostałych Bejatów nie uwięził i nie obraził — ciągnął Kurd dalej — nie byliby nam powtórzyli podsłuchanej przez siebie jego rozmowy, w której podał zamierzoną drogą.
A więc i ta zagadka rozwiązana! Podsłuchano nasz plan rozłączenia się z Bejatami, a ci zdradzili go potem Bebbehom, aby sobie przez to pozyskać pobłażliwość zwycięzców.
— Głupi był następnie dlatego — zauważył drugi Kurd — że dał się tobie oszukać.
— Tak, ale głupi był także Gaza! Gaboya, że kazał nam oszczędzać jeźdźców i karego konia. Ludzi nie było szkoda, tylko konia. Teraz czterech nam uciekło razem z dowódcą, a ponieważ już koni nie mają, mogą uchodzić przez najdziksze ustępy. Na koniach byliby pojechali zastawioną przez nas drogą.
Ci trzej Bebbehowie zbierali przedtem grzyby, a teraz je krajali i czyścili, aby je potem zanieść do obozu. Ta czynność dała im sposobność do poufnej wymiany zapatrywań na te sprawy.
— Cóż więc postanowił szejk?
— Wysłał na dół posłańca. Tamten oddział ma