— Chcę Waszą Cesarską Mość ratować. Proszę za mną!
— Ratować? Kimże pan jest? Cóż się stało?
— Jestem porucznik Unger. I...
— Pan? Jakże się pan dostał do miasta?
— Velez wdarł się do Queretara dzięki zdradzie. Błagam Waszą Cesarską Mość, aby poszedł za mną jak najśpieszniej!
— Wielki Boże! Dokądże to?
— Wydostaniemy się z miasta przez furtę wypadową. Droga jeszcze swobodna. Za minutę może być za późno.
— Cóż potem?
— Mamy szereg przyjaciół. Skoro miniemy furtę, nic już Waszej Cesarskiej Mości grozić nie będzie.
Maksymiljan nie odpowiedział. Był oszołomiony tem, co usłyszał. Kurt chwycił go za rękę i zaczął prosić energicznie:
— Na miłość Boską, błagam, niech Wasza Cesarska Mość nie traci czasu, gdyż za chwilę może być za późno!
Cesarz odzyskał równowagę i rzekł:
— Dziękuję. Jeżeli ratunek jest możliwy, nie będę się opierał, nie pójdę jednak bez mego wiernego Mejii i bez tego pana.
Wskazał na adjutanta, który wyszedł z namiotu.
— Któż to taki? — zapytał Kurt, z trudem chwytając oddech.
— Książę Salm, mój adjutant.
Strona:Karol May - Zmierzch cesarza.djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.
104