Juarez znowu objął władzę nad Meksykiem. — —
Kurt nie brał udziału w egzekucji. Nie mógł patrzeć na śmierć człowieka, którego chciał ratować. Podczas egzekucji siedział w swym namiocie w towarzystwie małego André. Słyszał, jak grają dzwony żałobne. Po chwili do uszu jego doszedł odgłos salwy.
— Teraz zginęli! — zawołał André.
— Maksymiljan nie należał już do tego świata w chwili, gdy odrzucił moją pomoc.
— Czy nie można go było tajemnie uprowadzić z więzienia?
— Przed schwytaniem mogłem go ratować, nie popełniając zbrodni.
— A po schwytaniu?
— Po schwytaniu każdy wysiłek w tym kierunku byłby uważany za zbrodnię, karaną wszędzie z całą surowością.
— Uwolnienie przed schwytaniem byłoby również zbrodnią.
— Nie. Cesarz znajdował się wtedy pośród swoich ludzi. Skoro jednak dostał się w ręce republikanów, musiałem zrezygnować.
Strona:Karol May - Zmierzch cesarza.djvu/127
Ta strona została uwierzytelniona.
V
EPILOG
125