Strona:Karol May - Zmierzch cesarza.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

mnie lepiej. Musicie jednak milczeć, dopóki lejce meksykańskich spraw są w moich rękach. Niech tedy — do czasu — żaden republikanin się nie dowie, co uczyniłem i czego chciałem. Gdy jednak kiedyś ustąpię lub zginę, będziecie mogli ogłosić światu, jak bardzo chciałem ocalić swego przeciwnika. Oto testament, który wam powierzam. Pamiętajcie o nim po opuszczeniu tego kraju, który był widownią niezawinionej przeze mnie tragedji.
Mówił poważnie, głosem uroczystym i smutnym. Wzruszenie malowało się również na twarzach obydwu słuchaczy. Po pauzie Juarez zapytał:
— Wkrótce opuścicie Meksyk, nieprawdaż?
— Przypuszczam — odrzekł Sternau. — Ale jakiś czas jeszcze będziemy musieli pozostać pod pana opieką, sennor.
— To mnie cieszy. Możecie być pewni, że zrobię dla was wszystko, co w mojej mocy. Przed wyjazdem trzeba skończyć sprawę Rodrigandów, oczywiście w zakresie, należącym do kompetencji trybunału meksykańskiego.
— Do jakiego sędziego mamy się zwrócić?
— Do mnie. Postaram się, aby sprawę ujęły sprawiedliwe ręce. Jeńcy znajdują się jeszcze w klasztorze della Barbara? Jeżeli tak, sprowadźcie ich. Sprowadźcie również Marję Hermoyes, starego hacjendera Pedra Arbelleza wraz z córką i Indjankę Karję.
— Tu, do Potosi?
— Nie. Udam się do stolicy. Tam niech przybędą jeńcy.
— Rozprawa będzie jawna?

128