jęli list, który z hacjendy del Erina Józefa pisała do ojca. To bądź co bądź ważny dowód winy.
— A jednak właśnie ze strony Józefy spodziewam się wyznania. Przyczynią się do tego bóle, które ją prześladują. Są naszym sprzymierzeńcem. Starałem się złagodzić je sztucznemi środkami, na przyszłość jednak zaniecham tego. Jestem przekonany, że bóle zmienią się w straszliwe męki. Zmięknie pod ich wpływem.
— Jako człowiekowi żal mi tej dziewczyny. Jako sędzia muszę przyznać, że na los swój zasłużyła. — Spodziewam się, że wszyscy zamieszkacie u mnie, sennor Sternau. Corteja i córkę jego trzeba będzie dobrze zamknąć. Zaraz wydam rozkazy.
Zadzwonił. Wszedł służący, któremu kazał z całą gorliwością zająć się gośćmi. — —
Następnego ranka przystąpiono do przesłuchania. Wszelkie wysiłki wydobycia prawdy okazały się daremne. Cortejo i Józefa zaprzeczali wszystkiemu zuchwałym tonem, mimo, iż przywalono ich formalnie stosem dowodów. Gdy sędzia pokazał oskarżonemu list, pisany przed lały do Alfonsa, jako do bratanka, Cortejo odważył się na twierdzenie, że jest to falsyfikat, sfabrykowany przez wrogów, pragnących go pogrążyć. Słowa te oburzyły najbardziej siostrę Bawolego Czoła, Karję, która, jak to czytelnikowi wiadomo, list ten sama zabrała swego czasu młodemu hrabiemu w hacjendzie del Erina[1]. Schowała go wtedy w bezpiecznem miejscu, nie myślała o nim jednak przez cały przeciąg nieszczęśliwych lat.