Strona:Karol May - Zmierzch cesarza.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.

rozmawiali o szczęściu swych dzieci. Obok stał Sternau z Rosetą i Mariano z Amy. Nie brakowało również matki i siostry Sternaua. Ze wszystkich ust płynęła cicha modlitwa.
— Gdzież nasza córeczka? — zwrócił się Sternau do żony.
Różyczka podbiegła do ojca i gorąco ucałowała. Potem jednak zostawiła rodziców samych. Wzruszona, nie zauważyła wcale, że idzie za nią ktoś, kto niedawno witał się ze swoją matką, leśniczym i starym Ludwikiem. Weszła do pokoju. Po chwili drzwi się otworzyły i stanął w nich — Kurt Unger.
— Kurcie! Drogi, kochany Kurcie!
Padła mu w ramiona. Zatonęli w długim pocałunku. Nie słyszeli zbliżających się kroków. Nie zauważyli, że w drzwiach stanęły dwie osoby.
— Jakże jestem szczęśliwy, że widzę twoje oczęta kochane! — zawołał Kurt.
— I ja, i ja! — szepnęła.
— Różyczko!
Słowo to padło z pod drzwi. Wypowiedziała je Roseta. Oboje spojrzeli z przerażeniem.
— Mamo... — rzekła Różyczka z uśmiechem zawstydzenia na ustach.
Rodzice podeszli bliżej. Sternau zawołał:
— Kurcie, weź nagrodę, która ci się należy! — Złączywszy ich ręce, dodał: — A teraz, mój chłopcze, chodźmy do twoich rodziców. Niechaj się dowiedzą o radosnej nowinie! — — —
Ludwik Straubenberger opowiadał staremu Rodensteinowi szczegóły przybycia Sternaua i towarzyszy do

141