— Wybaczcie, sennor, że będę innego zdania. Nie stracicie nic, jeżeli odpoczniecie przez pół godziny i podjecie sobie. Ręczę, że przybędziecie na czas. Będziecie nad Czarciem Źródłem o godzinę wcześniej od zbiegów.
— Musimy liczyć się z tem, że nie znamy drogi i że stracimy nieco czasu na szukanie.
— Odprowadzę was aż do barranca[1], przez którą musicie przejść. Tam nie zmylicie już drogi. Wdrapawszy się na górę, wyjdziecie na trakt dla jeźdźców, tuż obok źródła. Mogę was zaprowadzić.
— Nie, sennor. dziękuję. Pójdziemy sami. Będziemy wam wdzięczni, jeżeli zaprowadzicie nas do kotliny i zajmiecie się końmi. Skoro nas jednak zapewniacie, że zdążymy na czas, wypoczniemy tu przez pół godziny, nie chcemy bowiem odrzucać waszego gościnnego zaproszenia. A więc zsiadamy!
Przyjęcie było stosownie do nazwy „hotelu“ mizerne. Spożywając dary Boże, goście przyglądali się przez otwór wejściowy, będący równocześnie oknem, gospodarstwu właściciela Dolores. Składało się — — z tuzina kur, które z wielką gorliwością szukały na szosie nieistniejących ziaren, Każda kura u łapki miała przywiązany sznurek dwumetrowej długości. Chcąc złapać którąkolwiek, nie trzeba było biegać za ofiarą, a wystarczyło poprostu stąpnąć nogą na sznurek. Goście myśleli z początku, ze kury stanowią cały inwentarz oberżysty, okazało się jednak, ze się mylili. Oto nadszedł jakiś nagi chłopak, pędząc do stajni wielką
- ↑ Kotlina.