Strona:Karol May - Zmierzch cesarza.djvu/21

Ta strona została uwierzytelniona.

Gospodarz nie myślał wcale o powrocie do domu. Cortejo i Landola odkroili spory kawał koniny i zabrali jako prowiant; oberżysta postanowił zagarnąć część pozostałą. Świeże mięso jest w tych stronach rzadkością, więc gospodarz niedługo się namyślał. Wyciągnąwszy nóż, zaczął krajać trupa. — — —
Tymczasem nasi dwaj Hiszpanie i Amerykanin zaczęli w towarzystwie psa wdrapywać się po zboczu wąwozu. Droga była, jak słusznie mówił oberżysta, bardzo stroma i uciążliwa, mimo to szli dosyć szybko, pomagając sobie wzajemnie i podpierając się w najtrudniejszych do przebycia miejscach. Wkrótce zauważyli, że znaleźli się na terenie działania sił podziemnych.
Z szumem i sykiem wypływały w różnych punktach ze szczelin potoki i starały się przebić przez pokłady lawy. Przed jednem ze źródeł Mindrello przystanął i włożył w nie rękę. W tejże chwili cofnął się z wielkim krzykiem.
— To ukrop prawdziwy! mały włos nie sparzyłem całej ręki.
Towarzysze roześmieli się i podeszli do źródła, aby zbadać ciepłotę. Odskoczyli jednak tak samo, jak Mindrello, woda była bowiem wrząca.
— Ile stopni mieć może? — zapytał Grandeprise.
— Słyszałem, że istnieją gorące źródła siedemdziesięciu stopni Celsjusza. Przypuszczam, że to jednak ma jakieś osiemdziesiąt.
— Dziwne! Jesteśmy przecież na wysokości, na której temperatura wody powinna dochodzić zera.

19