Strona:Karol May - Zmierzch cesarza.djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.

poszło jeszcze łatwiej. Pies stał nad nim, pokazując ostre zęby. Bez trudu więc dało się obezwładnić byłego pirata. Gdy skrępowano obydwu rzemieniami, zaleczono ich nad wodę i umieszczono pod głazem skalnym w pół siedzącej, pół leżącej pozycji. Zwycięzcy usiedli obok. Pies nie spuszczał z jeńców oka.
— No, sennor Landola, — rzekł Grandeprise, obrzucając przyodniego brata nienawistnem spojrzeniem, — nie spodziewaliście się wpaść po raz drugi w nasze ręce?
Zapytany milczał. Oczy miał zamknięte tak samo jak Cortejo. Nic nie chciał widzieć, ani słyszeć.
— Gracie rolę dumnego pana i nie raczycie gadać? Tem lepiej dla nas, gdyż proces będzie krótszy. Nie mamy wcale zamiaru wlec was ze sobą. Przeciwne, utworzymy sąd sawany i wydamy wyrok na miejscu.
Pod wpływem tych słów Landola odparł:
— Nie wyobrażajcie sobie, że możecie być naszymi sędziami. Nie jesteśmy w sawanie.
— Ale stoicie przed strzelcem, dla którego zwyczaje sawany są prawami i który sądzi według tych zwyczajów.
— To nas nic nie obchodzi! Żądamy zwyczajnego, prawdziwego sądu.
— Nic więcej? — zapytał szyderczo Grandeprise. — Dlaczego uciekliście, skoro chcieliście zwykłego sądu? Ucieczką dowiedliście wyraźnie, że nic o sądzie wiedzieć nie chcecie. Musimy więc zadowolić się wyrokiem według naszych ustaw.

26