Strona:Karol May - Zmierzch cesarza.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.

— Śmierć.
— A za wielokrotne porwanie?
— Śmierć wielokrotną.
— Słyszeliście? — zwrócił się chłodno do jeńców. — Wyrok zapadł. Gotujcie się do śmierci!
Grandeprise zamilkł i przyglądał się skazańcom. Był ciekaw, jakie wrażenie wywarł wyrok na zbrodniarzach.
Landola udawał obojętność. Leżał na ziemi z zaciśniętemi zębami, od czasu do czasu obrzucał wrogów jadowitem spojrzeniem. Zupełnie inaczej zachowywał się mniej od towarzysza odważny Gasparino. Opanował go niesłychany, bezgraniczny strach. Gdyby można się było uratować, zdradziłby najserdeczniejszego przyjaciela. — Amerykanin wstał. Wyraz jego oczu zdradzał, że przyszedł mu jakiś pomysł do głowy. Podszedł do źródła, zanurzył palec, aby zbadać stan ciepłoty. Próba musiała wypaść pomyślnie, gdyż skinął z zadowoleniem głową. Po chwili usiadł znowu naprzeciw jeńców. Twarz jego przybrała wyraz nieubłaganej, okrutnej stanowczości.
— Nie bawcie się długo z tymi łotrami! — rzekł Mariano. — Wieczór się zbliża; musimy myśleć o powrocie.
— Mam się z nimi prędko załatwić? Co też wam wpada do głowy! Czy męki, zadawane przez tego człowieka, trwały krótko? Czyż przez lat szesnaście nie dręczyliście się wraz z Mindrellem dzięki nikczemności tego szatana? Nie chcecie, abym ich

30