Po tej odpowiedzi Escobeda Maksymiljan zwrócił się do Juareza, lecz ten nie odpowiedział wcale.
Taki sam los spotkał Miramona. Napróżno zwracał się do Juareza, do Escobeda i innych generałów w nadziei, że uda mu się wydostać z pułapki, w którą zwabił cesarza. Odpowiadano milczeniem, lub pogardliwem szyderstwem. Chciwy spiskowiec dostał się we własne sidła.
Siedział teraz w swym pokoju. Przed nim stal pułkownik Lopez, ten sam, któremu nie udało się usunąć Emilji. Lopez był kawalerem legji honorowej, uważano go za osobistego przyjaciela Maksymiljana, gdyż cesarz trzymał do chrztu jego syna. Maksymiljan zamianował go naprzód komendantem i gubernatorem twierdzy i zamku Chapultepek, potem zaś pułkownikiem ułanów cesarzowej i komendantem jej przyboczne gwardji. Lopez miał więc powody do wdzięczności dla swego cesarza.
Jak się rzekło, stał przed Miramonem. Obydwaj byli posępni, twarze ich miały jednak różny wyraz.
Generał wyglądał na człowieka przekonanego, z wszystko przepadło, — człowieka, który stracił nadzieję i chwyciłby się nawet brzytwy. Rozumiał, że położenie jest beznadziejne.
— Pułkownika Lopeza zaś znamionowało jakieś ponure zdeterminowanie.
— Wracam właśnie z obchodu pozycji — rzekł Miramon. — Utrzymamy się najwyżej kilka dni. Cerro de las Campanas jest zupełnie zniszczony kartaczami wroga, tylko fort La Cruz będzie się jeszcze mógł bronić.
Strona:Karol May - Zmierzch cesarza.djvu/41
Ta strona została uwierzytelniona.
39