Strona:Karol May - Zmierzch cesarza.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.

— To za mało. Byłoby to równoznaczne z bezczynnością. A przecież tylko czyn uratować nas może.
— Rozumiem — odparł pułkownik zdecydowanym tonem.
— Czyś gotów sennor zostać moim wysłannikiem?
— Owszem.
— Niedawno uciekła panu sennorita Emilja. Wybaczyłem to niedopatrzenie w nadziei, że innym razem bardziej się poszczęści. Odpowiednia chwili nadeszła.
Lopez spojrzał chytrze na swego przełożonego.
— A więc już wtedy myślał pan o tej możliwości?
— Tak.
— Tem lepiej. Przypuszczam tedy, ze sennor wszystko dokładnie przemyślał.
— Tak jest.
— Rzecz najważniejsza to znaleźć osobę, do której możnaby się zwrócić bez obawy.
— Osoba taka już się znalazła i jest częściowo przygotowana. To generał Velez, z którym wszedłem niedawno w bliższy kontakt.
— Velez, który leży naprzeciw mnie w okopach? Czy ten człowiek nadaje się do tak uciążliwych i trudnych pertraktacyj?
— Nadaje się świetnie. To drugi Trenck. Twardy, odważny, panuje w zupełności nad żołnierzami. Nie panuje tylko nad temperamentem, nienawidzi ce-

41