sarza na śmierć, i dałby wiele, gdyby go mógł wziąć do niewoli.
— Czy otrzyma pełnomocnictwa do zawarcia planowanej przez pana umowy?
— Escobedo będzie zadowolony z zawładnięcia miastem bez dalszych ofiar.
— W takim razie trzebaby przedewszystkiem oddać fort La Cruz?
— Tak. A więc podejmie się pan pertraktacyj?
— Zgoda.
— Oto klucz od bramy wypadowej. Dziś, punktualnie o północy, Velez podkradnie się pod nią.
— Sam, we własnej osobie?
— Tak. Ufa memu słowu, że mu się nic nie stanie.
— Jakie stawia pan warunki?
— Swobodny odwrót dla pana i dla mnie.
— Jakich sennor żąda gwarancyj?
— Jakichże mógłbym żądać? Podpisu wymagać nie mogę. Żaden generał nie będzie tak nieostrożny, aby podpisywać umowę.
— A więc musimy się kontentować słowem honoru?
— Tak. Velez jeszcze nigdy w życiu nie złamał słowa.
— To wszystko, co mam załatwić?
— Wszystko. Trzeba tylko pamiętać o dokładnem oznaczeniu godziny. Dziś wieczorem będę czekał na pana. Nie położę się, zanim sennor nie doniesie mi o rezultacie konferencji.
Lopez wyszedł. Znalazłszy się na dworze, zaci-
Strona:Karol May - Zmierzch cesarza.djvu/44
Ta strona została uwierzytelniona.
42