strzelania was do nogi, skoro w przeciągu godziny nie powrócę.
— Będziemy się bronić.
— Nie zmieni to waszego losu. Mamy przytłaczającą przewagę. Zresztą, zjawiłem się tutaj w przekonaniu, że będę pertraktować z przywódcą zasługujących na szacunek regularnych wojsk, a nie z hersztem bandy.
— Ciekaw jestem, na czem polega różnica między waszem wyobrażeniem a rzeczywistością?
— To sprawa bardzo prosta. Będziecie traktowani tak samo, jak innych traktujecie. Jeżeli mnie zabijecie, zostaniecie rozstrzelani jako mordercy. Jeżeli zaś będziecie się w stosunku do mnie trzymali zasad prawa międzynarodowego, zostaniecie w najgorszym razie jeńcami, i po zawarciu pokoju odzyskacie wolność.
— Więc wzywasz nas, sennor, do złożenia broni?
— Tak. Opór na nic się nie zda. Daję słowo honoru, że mówię prawdę.
— Jeżeli się poddamy, zostaniemy tylko jeńcami?
— Tak.
— I nie będziemy wyzuci ze swej własności?
— Oczywiście, że nie. Zostaniecie wprawdzie rozbrojeni, ale Juarez nie jest krwawym katem, nie traktuje jeńców jako morderców, nie każe ich zabijać.
— Jakież możecie dać dowody, że wszystko to jest prawdą? Jakże przekonacie nas, żeśmy osaczeni, że wszelki opór byłby bezcelowy?
Strona:Karol May - Zmierzch cesarza.djvu/73
Ta strona została uwierzytelniona.
71