myślnym rezultatem akcji. Skoro się dowiedział o lekarzu Floresie i o jego próbie ucieczki, obiecał zasięgnąć dokładnych informacyj. Pożegnał się z Kurtem nadwyraz serdecznie.
Kurt miał właśnie wsiąść na koń, gdy ujrzał jeźdźca, nadążającego galopem. Poznał go z oddali Był to Sternau we własnej osobie.
— Ah, ty tutaj? — zawołał. — Co za niespodzianka!
— Szukałem cię, mój chłopcze. Od dłuższego czasu walki ustały, mam więc kilka godzin, i wczoraj postanowiłem cię odwiedzić. Dowiedziałem się, że przebywasz u Escobeda i że powrócisz wieczorem. Czekałem napróżno przez cały wieczór i noc. Ruszyłem więc w drogę. Chciałem obejrzeć szańce i oto cię spotykam.
— Co za radość!
— Cieszę się również. Powiedzże, gdzie byłeś przez ten cały czas.
— Miałem bardzo szczęśliwą przygodę. Zsiądźmy na chwilę z koni. Mam nadzieję, że w głównej kwaterze Hernana znajdzie się miejsce do pogawędki przy kieliszku wina.
— Poszukajmy!
Po chwili siedzieli w skromnej gospodzie. Kurt zaczął opowiadać. Sternau słuchał uważnie, nie przerywając. Gdy Kurt skończył, potrząsnął głową i rzekł:
— Dziwne... Czy znasz stosunki panujące obecnie w klasztorze La Cruz w Queretaro?
— Nie.
Strona:Karol May - Zmierzch cesarza.djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.
81