Strona:Karol May - Zmierzch cesarza.djvu/98

Ta strona została uwierzytelniona.

— Okropność! Czy miasto padnie?
— Za kilka dni. Najchętniej spotkałbym cesarza w ubraniu cywilnem, bez broni. Mam nadzieję, że go uratuję, o ile zechce mnie usłuchać. No, teraz musimy się rozstać.
— Nie odprowadzi mnie pan?
— Niech mi pani wybaczy, ale uważam to za niewskazane. Ludzie wiedzą, w jakich zamiarach pani opuściła miasto. Obecność moja przy pani mogłaby wywołać podejrzenia, których chcę uniknąć. Wybiorę nawet drogę okrężną.
Pożegnali się serdecznem uściśnieniem ręki. Księżna wróciła do miasta pełna nadziei, że jednak wyjście się znajdzie. — — —
Minęło kilka dni. Nastał ranek 14-go maja. Generał Velez odbył z Kurtem długą naradę. Kurt wrócił do namiotu niezwykle poważnie usposobiony.
W namiocie czekał nań André, który przebywał w kwaterze głównej, wypatrując spotkania z Emilją.
— Dlaczego taka ponura mina, panie poruczniku? — zapytał.
Kurt nie odpowiedział. Przeszedłszy się kilkanaście razy wzdłuż ciasnego namiotu, przystanął przed strzelcem i zapytał:
— Gdzie jest Sternau?
— W obozie Escobeda.
— Musimy osiodłać konie i jechać do niego!
— Poco?
— Niech pan o to nie pyta!
Po upływie dziesięciu minut opuścili kwaterę wodza. Przypuszczenia André’go okazały się słuszne.

96