— W kuchni. Ukryłem je pod baharem[1], gdzie żaden złodziej nie będzie ich szukał. Są więc zupełnie bezpieczne. Daj mi pięćdziesiąt piastrów, panie!
— Pięćdziesiąt piastrów? Taką sumę! Nie mam ich dzisiaj! Poco ci tyle pieniędzy?
— Potrzebna mi jest kawa, tytoń, mięso, mąka i wiele innych rzeczy.
— Allah w Allah! Znowu? Wszak dopiero wczoraj czyniłeś, zakupy! Wyszedłeś po obradzie i wróciłeś dopiero wieczorem, kiedy już było ciemno!
— O effendi, o emirze, czy chcesz mnie znowu zmartwić tak bezpodstawnemi wyrzutami? Niema ani jednego sajis[2] w tm mieście, któryby tak szybko wszystko załatwiał, jak ja to zwykłem czynić. Tracę wprost oddech; nogi drżą z wewnętrznego wzburzenia, a chorowite me serce domaga się spokoju i odpoczynku.
— I gadulstwa w pierwszym rzędzie!
— Nie zasmucaj znów mego znękanego serca, o panie! Siedzę, zazwyczaj w kawiarni