kahwedżiemu, a ty go nie znasz i nie wiesz, gdzie mieszka!
— O, ten może trochę zaczekać! — stwierdził bimbaszi. — Ciebie do niego nie gnają dwadzieścia piastrów, któreś mu winien.
— A cóż, effendi? — zapytał grubas z najniewinniejszą miną.
— Chcesz mu opowiedzieć; chcesz opowiedzieć o dwustu tysiącach piastrów; chcesz nawet wyznać, gdzie leżą, aby wykazać wielkość twej mądrości i rozwagi. Znam cię!
— Oh, jakie okropne posądzenie! Jeżeli sobie tego życzysz, będę o mniejszej, znacznie mniejszej sumie mówił. Czy dobrze będzie, jeśli opowiem zaledwie o stu pięćdziesięciu tysiącach albo nawet o stu tysiącach piastrów? Chcę być skromny.
— Nie będziesz wcale mówił o tych pieniądzach; Hadżi Halef Omar sam pójdzie!
— Mówisz to tak stanowczo! Czy to rozkaz, któremu mam być posłuszny?
— Tak.
Ombaszi podreptał tedy do ściany, złożył ręce i, siadając w opisanej już wyżej pozycji, zaczął jęczeć:
— W takim razie siądę i już nie wstanę!
Strona:Karol May - Zwycięzcy.djvu/111
Ta strona została uwierzytelniona.
109