— Tak.
— Wszak mówił, że te rzeczy są cudzą własnością!
— Nie widziałem przedtem tej podobizny.
— Mam wrażenie, że właśnie ściągnęła cię z wyżyn twojej czci. A jak sądzisz, czyby tak nie dać się zwabić piękności branzolety?
— To zupełnie co innego! W tym obrazie tkwi coś szczególnego, coś, czego ci w danej chwili wyjaśnić nie mogę. Nie powinienem go tutaj zostawiać, muszę tę podobiznę zabrać ze sobą. Może spotkam prawowitego właściciela, któremu obraz ten najprawdopodobniej ukradziono. Poza tem, wydaje mi się, że jest związany z jakąś tajemnicą, której wyświetlenie leży na naszej drodze. Nie popełniam kradzieży, ani żadnej nieuczciwości, gdyż mam nietylko prawo, lecz nawet obowiązek zatrzymać tę podobiznę. Chodź, pójdziemy!
— Dokąd
— Do żołnierzy.
— Czy zostawimy tu Sefira?
— Nie, zabierzemy go ze sobą.
— A co z cięgami, które uradują jego grzbiet a moją duszę?
Strona:Karol May - Zwycięzcy.djvu/31
Ta strona została uwierzytelniona.
29